piątek, 13 lipca 2012

Różowa Madonna

   Madonna, największa Matka świata...czy kiedykolwiek mogła być choć trochę infantylna?







obiekt z elementami olejnymi na płótnie, wymiary 60/46/10 cm,  rok 2007

Dolina Charlotty

Realizacja, którą tutaj prezentuję powstała w miejscu ze szczególną aurą. Nie dość że klasyczny klimat zachowany w malarskich pejzażach, starej cegle, drewnianych meblach, metaloplastyce i cudownym zapachu, to jeszcze rockowa aura, która się tam panoszy, sprawia że Dolina Charlotty to ewenement na skalę naszego kraju. Bardzo lubię to miejsce, czuję i wielką przyjemnością było dla mnie pomazać tam kilka ścian. Założeniem tej pracy było poprowadzenie gości hotelowych, za pomocą malunków, do miejsca, gdzie mieści się Rock Pub. Tempo pracy było zabójcze, bo miałam na to tylko dwa tygodnie, ale efekt chyba całkiem przyjemny. Wymieszałam troszkę rocka z klasyką. Realizacja powstała w 2012 roku.













poniedziałek, 9 lipca 2012

Malowisła

   Miałam tą  przyjemność, że z własnych pokładów wizji, mogłam zaprezentować projekty dekoracji malarskich przygotowanych na ściany pensjonatu Miłosna w Wiśle. Projekty zostały zaakceptowane po bardzo aktywnych dyskusjach z właścicielem owego pensjonatu, z Piotrkiem Kupichą. Realizacja była niezwykle przyjemna, bo wszystko co zrobiłam spotkało się z akceptem i zadowoleniem. Nie ma lepszego motoru do pracy, szczególnie artystycznej. Każdy pokój ma tam swoją atmosferę i muzyczną nazwę, stąd wzięły się w niektórych pokojach motywy pochodzące od instrumentów, ale nie tylko. Czasami motyw wymuszała kolorystyka miejsca lub jego charakter, bo są tam pokoje bardziej rodzinne albo bardziej romantyczne. Po pewnym czasie przyszedł pomysł jeszcze na barwne szafki do łazienek. Efekty możecie zobaczyć poniżej.

   W jednym z pokoi namalowałam wielkie serce. Sama nie wiem skąd wziął mi się ten motyw, taki bardziej bajkowy, infantylny, ale też pełen namiętności. Był to chyba motyw, do którego miałam najwięcej wątpliwości, bo za bardzo kojarzył mi się z walentynkową pompą. Niezwykłą okazała się jednak dla mnie informacja, że po wymalowaniu na ścianie gigantycznego ,czerwonego serca, udekorowanego wijącymi się żywiołowo ślimaczkami, pierwszą osobą która wynajęła ten pokój był ojciec z dwójką dzieciaków które były po przeszczepie serca, wiem bo jeszcze malowałam ostatnie dzieło, jak przybyli pewnego zimowego dnia. Z pewnością wynajmując go nie wiedzieli, że w pokoju znajdują się jakieś malunki. Pomyślałam sobie, że widok gigantycznego serca musiał wywołać w nich choć mały dreszczyk emocji. Mam nadzieję, że naładował ich też pozytywną energią i odrobiną siły...i pomyślałam sobie też, że czasem przychodzi do nas coś nie wiadomo skąd, co ma swoją rację bytu bez względu na to jakim bezsensem nam się to wydaje...i czasami dla takich małych bzdurek warto zrobić coś komercyjnego, bo ludzkie reakcje pozytywne czy negatywne na nas samych, na nasze twory, są bezcenne.

Realizacja powstała w 2011 roku.































niedziela, 8 lipca 2012

Syn

W powietrzu wisi coś...coś jest w jego zapachu i temperaturze, jakaś powtarzalność, która otwiera w głowie drzwi. W mojej głowie są to ogromne, drewniane, ciężkie, białe drzwi o podwójnych skrzydłach z wytłoczonymi kwaterami, które tworzą obraz czasu przez lekkołuszczącą się farbę i fragmenty bieli miejscami wpadającej w starzejący krem. Drzwi wiszą na dużych, solidnych, mosiężnych zawiasach, a otwierają się za pomocą potężnej, złoconej klamki, przy której moja dłoń staje się jak dłońmałej dziewczynki. Przechodzę przez te drzwi i widzę moje skryte tęsknoty, które mogę przeżyć przez ulotną chwilę tu i teraz.
Widzę jak chowam na dno szafki, za stertęinnych ubranek, wszystkie spódniczki, żeby tylko mamie nie przyszło do głowy,żeby mi którąś założyć. Chowam różowy wełniany komplecik w paseczki z koronką i guziczkami, którego widok przyprawiał mnie o histerię, podobnie jak wszelkiego rodzaju rajtuzy. W małym przedpokoju, siedząc na podłodze, zakładam ulubione tym razem, czerwono-beżowe lakierki wiązane na sznurówki. Zbiegam po schodach betonowej, ciemnoszarej klatki i wybiegam przez zielone drzwi. Wpadam w objęcia słońca i zielonej trawy poprzerywanej kwitnącymi kaczeńcami i mleczami. Ponad nimi, okalając zielone drewniane ławki, góruje kwitnący dziki bez o intensywnym zapachu. Wkoło rosną betonowe klocki, a za moimi plecami roztaczają się dźwięki głosów mojej mamy i babci.
Widzę jak zbieram kwiaty, te polne i te z cudzych ogródków, bo swojego nie miałam. Chodzę w spodniach, długich włosach spiętych w potargany przygodami kucyk. Mam jedną koleżankę i wielu wrogów, od których często dostaję kopniaka za to że jestem w nieodpowiednim miejscu, ale koleżankę mam prawdziwą, śliczną i dobrą.
Wracam do domu i myję się w różowejłazience, w której kafelki są z plastiku, a na ścianie wisi wielki, pękaty bojler. Wchodzę do długiej, ślepej kuchni, rozprutej tylko małym oknem na pokój. Czeka na mnie słodka herbata i kanapki z pomidorem, które wcześniej przygotowała dla mnie babcia. Potem idę spać, ale tylko na niby, za łóżkiem mam schowane zabawki i spod kołdry oglądam nielegalnie telewizor. Nie wiem kiedy zasypiam, a rano nie mogę wstać. Potem znowu biegnę na dwór, bo przedszkola nie pamiętam, nie ta chwila, nie te drzwi...
Na teren przedszkola chodzę po południu, z ulubioną koleżanką. Zakradamy się przez dziurę w płocie, żeby pohuśtać się na podwójnej huśtawce, do której w czasie opieki pań przedszkolanek nigdy nie mogę się dopchać. Siadamy na przeciwko siebie w cieniu ogromnej lipy, oglądamy nasze kwiatki i gadamy, gadamy, gadamy, dużo, o czymś co skryło się w mojej niepamięci chyba już na zawsze.
Wspomnienie przychodzące każdej wiosny, w taki dzień jak ten, kiedy nabieram w płuca taki sam zapach kwitnących kwiatów i drzew, a ciało owiewa ta sama ciepłota co wtedy. Moje drzwi są piękne i silne, bo skrywają za sobą prawdziwy skarb...



 olej na płótnie, wymiary: 130/90 cm, 2012 rok