Stoję, ciskają we mnie krople deszczu,
wiatr wkrada się na pieszczoty swym zimnym oddechem, coś rżnie mi
policzek na pół, wgryzając się solą w ranę...Kwiaty potargane, jeszcze
białe, płomyki potargane, słabe, kolorowe. Nie mogę uwierzyć, że nie
wpadniesz mi już w oko, że mogę tylko patrzeć na ścianę z granitu, która
nie zapyta, nie pożegna, nie przywita...Za każdym razem kiedy tu
przychodzę, przeżywam Cię na nowo, siedzącą na fotelu w różowym swetrze,
spokojną, lekko uśmiechniętą. Jestem przy Tobie, obmywam i układam do
snu we wrzosową garsonkę. Cały świat przestaje się do mnie dobijać,
głucho, czekanie, samotność...i zostaję tak na dłużej, tak do dziś...do
jutro...do końca....